
- Aniu - wyjąkał - co ty tu robisz, to mój pokój...
Ania przegarnęła długie włosy, ukazując lekko wilgotny kark i kolejny tatuaż. Leżąc w niezmienionej pozycji patrzyła prosto w jego oczy. Okulary psotnicy kontra okulary belfra zdetronizowanego w jednej, prywatnej chwili do statusu Tadzia-jąkały.
- Ja tu jestem po zaliczenie Tadeuszu - roześmiała się.
- O masz! - pomyślał rozgorączkowany profesor. Pomyślał nie na głos na szczęście. Tak przynajmniej mu się wtedy zdawało. Jej śmiech rozsypał się jak garść pereł rzuconych o podłogę. I jak przez garść pereł rozsypanych po podłodze, jego równowaga runęła w nicość niewyartykułowanych sylab. Jej nogi skrzyżowane do tej pory w kostkach - rozplątały się śmiało i dopiero teraz światło z okna - niczym sceniczny, punktowy reflektor rozlało się po jędrnych, błyszczących udach. wpełzło na nią i przygniotło ciepłym, czerwcowym ciężarem. Ten żar najwidoczniej szybko trawił wnętrza jej ud bo jeszcze bardziej wypięła pupę, a uśmiech skryła pod długimi wachlarzami czarnych jak jej dusza rzęs. Zakamarki skąpych koronkowych majtek wydawały się zbyt ciasne by utrzymać na miejscu podsycone soczystością ciało dziewczyny.