- Nie musisz nic mówić. Tylko patrz.
- …
Płaszcz upadł na podłogę z ciężarem ołowiu. Nikt go nie podniósł. Gdyby któreś z nich to zrobiło, sprawy mogłyby przybrać brutalny i pieprzny obrót. Scenariusz stałby się krótki i płytki, jak krótki i płytki oddech porwanych w wir zdarzeń topielców, w kipiel gorączki, w bystrza chuci, w pulsujący tętent lepkiej z nieprzytomności krwi rozszarpującej skronie.
Już kiedy znaleźli się na podziemnym parkingu zdał sobie sprawę, że znalazł się w samym środku nieuniknionego impaktu personalnych relacji z przełożonym... z przełożoną.
Już kiedy znaleźli się na podziemnym parkingu zdał sobie sprawę, że znalazł się w samym środku nieuniknionego impaktu personalnych relacji z przełożonym... z przełożoną.

„Tylko patrz...” pomyślał, powtórzył w myślach, jakby się upewniał z dozą dumy, że to on przegrał, a przynajmniej zaczyna przegrywać. Tyle razy zadajemy sobie w myślach to pytanie „co by było gdyby”, daleko przed tym, nim coś naprawdę się wydarzy. Tyle razy stoimy w oczekiwaniu na odpowiedni moment żeby zrobić zdjęcie, że bieg zdarzeń omija nas, jak wielkie głazy w tym rwącym potoku zdarzeń. Co by było gdyby, jeden ruch do przodu, dwa, trzy, drzewo scenariuszy przyczynowo skutkowych wyrosłe z pnia logiki…
- Tylko patrz. – powtórzyła, choć stał bez ruchu, w jakimś niejasnym blasku odbitego światła, pośrodku ciemnego pokoju, pośród jej mebli, stylowych tapet, skąpych fajansów i półki na wino. Powtórzyła to by się utwierdzić, że nie robi jej w myślach - bezmyślnych zdjęć - „co by było gdyby”. Tak, bo to dla niej bezmyślna czynność, logika powinna pozostać w komputerach, w maszynach, a człowiek – człowiek powinien się czasem od niej oderwać. Tak jak ona to robi. Chciała go także nieco sprowokować, czuła że na swoim terenie zwyczajnie – wygrywa, a ma dosyć już zwycięstw, nad życiem, czasem, nad mężczyznami. W poszukiwaniu przegranej, jak przystało na wątłą kobiecą istotę w środku, jak zwykła o sobie z fałszywej skromności myśleć, zamknęła za sobą zamek w drzwiach. On usiadł, bez słowa, ona została w samej bieliźnie i nieznośnie wysokich butach. On cały czas patrzył. Ona wyjęła z kuchennej szafki mąkę, wysypała na blat i postanowiła przygotować coś na słodką przekąskę. On patrzył na to co pozostało jeszcze zakryte i to, co przestało być zagatką.
Był młody, przystojny, pracował dla niej od niedawna, typ białego kołnierzyka, bardziej jednak przypominał grzecznego uczniaka, niż drapieżnego żołnierza mrocznej finansjery. Cholera, czuła że wygra, że jest bezbronna wobec takiego grzecznego typka. Zagniatając i wałkując niezwykle sugestywnie ciasto już w myślach skręcała mu jego nietknięty moralny kręgosłup, jak bardzo wodzi go na pokuszenie i jak bardzo tu i teraz ona sama z nim nie przegrywa. O zgrozo. Pomyślała. O zgrozo - pomyślał z trudem by wskrzesić strumień dedukcji, indukcji lub inny przejaw żywej inteligencji, rzutkości - której na ogół mu nie brakowało, błyskotliwości - której zdradzał przejawy, zdrowego rozsądku - o który sam siebie niejednokrotnie posądzał. Na nic.
Tylko patrzył. Jej słowa były jak zaklęcie, a może grawitacja w tym punkcie ziemskiego globu wykazywała jakiś rodzaj anomalii fal magnetycznych. To nawet miałoby sens, płaszcz który pierwszy z siebie zrzuciła runął już wtedy na podłogę nie tak, jak po markowych, jedwabnych rzeczach za dziesiątki tysięcy dolarów mógłby się spodziewać. To miałoby by sens, że musiał szybko usiąść by nie zachwiać się na nogach jak z waty i upaść. Nawet konsekwencje zwiększonej siły grawitacji na zmieniony upływ czasu w tym miejscu mogłyby tłumaczyć jej młodość, ciało tak ponętne, że wymagające na codzień jakiegoś uczciwego usprawiedliwienia trudem codziennych ćwiczeń, chirurgii, kremów z ekskrementów japońskich słowików, botoksu. Gdy jej pośladki przypadkiem lub nie oparły się o blat i trochę mąki zmysłowo przyległo doń, porzucił te myśli o fizyce i dalsze rozważania nad dylatacją czasu.
Tylko patrzył. Jej słowa były jak zaklęcie, a może grawitacja w tym punkcie ziemskiego globu wykazywała jakiś rodzaj anomalii fal magnetycznych. To nawet miałoby sens, płaszcz który pierwszy z siebie zrzuciła runął już wtedy na podłogę nie tak, jak po markowych, jedwabnych rzeczach za dziesiątki tysięcy dolarów mógłby się spodziewać. To miałoby by sens, że musiał szybko usiąść by nie zachwiać się na nogach jak z waty i upaść. Nawet konsekwencje zwiększonej siły grawitacji na zmieniony upływ czasu w tym miejscu mogłyby tłumaczyć jej młodość, ciało tak ponętne, że wymagające na codzień jakiegoś uczciwego usprawiedliwienia trudem codziennych ćwiczeń, chirurgii, kremów z ekskrementów japońskich słowików, botoksu. Gdy jej pośladki przypadkiem lub nie oparły się o blat i trochę mąki zmysłowo przyległo doń, porzucił te myśli o fizyce i dalsze rozważania nad dylatacją czasu.
- Trzeba to umyć - wyjąkał, w gardle mu zaschło i z miejsca zaczerwienił się, tak na ugrzecznionego uczniaka przystało, gdy w chwili kiedy to wypowiedział zrozumiał jak ułomna była jego wypowiedź, jak bardzo powinien milczeć miast uprzedmiotawiać ten wenusjański fragment anatomii właścicielki tego miejsca.