niedziela, 26 maja 2024

Guma Turbo

Szpilki, kawa, muzyka

Wydychane rytmicznie z rozwartych ust gorące powietrze tworzy kłębuszki pary. Na tle nocnego nieba rozświetlonego tylko przez topniejący Księżyc te niemal nieme usta wyglądają posągowo. Kamera wycofuje się powoli, dwie postaci z profilu uprawiający seks na tylnej klapie czarnego auta. Uwielbiam tą scenę, lubię ten moment skupienia kochanów, napięcie i miarowość oddechów. Lubię prostotę, wyraz, cel w realizacji czynności. Czytelną spójność dwóch istnień ku zaspokojeniu niewyszukanej potrzeby fizjologicznej. Bez kolorowych parawanów słów, ślepych uliczek domysłów i gier. Pełna zgodność, dać się wyjebać z jednej  i jebać z drugiej strony. Zachłannie i łapczywie. Kamera jeszcze trochę oddala się i zsuwa niżej. Szerokokątny kadr z żabiej perspektywy wreszcie zatrzymuje się o kilka metrów dalej, na tyle jednak blisko, by nadal móc to zdarzenie podziwiać. Kompozycyjne bez zarzutu. Jej białe halówki na stopach opartych o zderzak, plisowana spódniczka, ramoneska, blond kręcone włosy. On, niezbyt wysoki, kruczo czarny, młody, typ sportowca. Środek lasu, może jakaś polanka za miastem, ubocze. Z magnetofonu gra niezbyt głośno muzyka. Jakieś lata 90- te. Bo to są lata 90-te... Wnętrze auta w kolorze kawy z mlekiem to szczyt elegancji, pożyczony od ojca prawie nowy Mercedes W140 500SE to gwarantowany afrodyzjak tych czasów. Lśniący lakier i jej mokre, lśniące pośladki. Chłód blachy i jego gorące dłonie. Dźwięki w lekkim pogłosie stapiają się z nocnymi odgłosami lasu w chłodny wrześniowy piątek. 
- Jeszcze..  jeszcze - szeptała gdy zwalniał i wbijała weń mocniej ostre jak szpilki tipsy. Otrzymując w zamian mocniejsze pchnięcia mróżyła nieprzytomnie oczy. Fade out.

Opaska na oczy, pasek, męski szept
To prawda - pieniądze nie są ważne, one są najważniejsze. Twierdzenie inaczej to obłuda lub plasterek dla tych, którym na prawdę nie idzie w życiu. A przynajmniej - w życiu mężczyzny. Możesz wyjść z domu bez telefonu i kluczy, ważne abyś miał przy sobie pełny portfel. Przy odpowiednich zasobach - taki osobnik może wszystko. Tak jest bez względu na czas. Pieniądze to mięsień, urok, miejsce w stadzie, ich ilość decyduje czy stoisz ponad prawem i do jakiej półki kobiet możesz sięgać. I nie ważne do kogo należy ta cała kasa, kto Ci ją dał czy jak ją zdobywacz. 
Rodzice Pawła mieli pierwszą w województwie hurtownię papierosów w tych szalonych czasach trasformacji z być do mieć. Obsadzony w roli studenta prywatnej szkoły bankowej, z zamiłowaniem uprawiający zawód syna i imprezowicza dwadzieścia cztery godziny na dobę, z grubym portfelem i w czasach bez kamer na każdym rogu ulicy. Show must go on - Queen, czerwone Malboro i nowe Ducati 907. Poczuj to. Wszystko czego dotykasz jest jak ciała dziewczyn, które dopiero poznasz, które z czasem będziesz starannie dobierać, lecz teraz jeszcze - konsumujesz każdą okazję. Kiedy twoi koledzy "rozkminiali" temat jak nie dojść na widok opuszczonych majtek - Ty liczyłeś przygody w dziesiątkach przypadków, mogąc długo i bezczelnie jebać każdą i to tam, gdzie chłopcom z ławki nie dałyby się tylko zmacać. Twoje życie to film, a ty nie możesz zapomnieć tej jeden dziewczyny w białych halówkach. Oglądasz go w tej niewidzialnej opasce na oczy. Wracasz jak ćma w to jedno miejsce myślami. Przewijasz w kółko tą jedną kasetę w aucie ojca i tęsknisz za zapachem gumy Turbo na swoim fiucie gdy wyciągałeś go z jej ust. A teraz nie możesz już jej mieć. Kolejnym długonogim koleżankom pakujesz na tylnej klapie Merca tą cholerną gumę Turbo do ust i dziwisz się że przepis na tą magię nie działa. Że nie ma drugich takich samych pierdolonych tipsów żeby ci je wbić w plecy i wyjęczeć "jeszcze", ani drugiego tak lśniącego tyłka jak czarny lakier fury. Koledzy zaczynają szeptać co słyszą od koleżanek które już miałeś, że stajesz się coraz bardziej brutalny i skupiony na sobie. Ty tylko chcesz by było jak dawniej, paskiem od spodni podduszasz kolejną, to na nic.Tęsknisz. Ona wyjechała, "Nasza Klasa" powstanie dopiero za 15 lat, telefony będą powszechne za 10. 

Fascynacja,  uległość, wyższość 
To co może odróżniać ludzkie  życie od innych form żywych, to wpływ chwilowych zauroczeń. Fascynacja, która nie minie nieodwacalnie cię odmieni. Wypali miękkie podbrzusze i zostawi twardą skorupę, której już nie sposób zamieszkać. Matematyczne funkcje w kolejnych pochodnych, macierze w transpozycji, akordy w przewrotach i modulacyjnych zboczeniach. A może to tylko jedno z wielu zgrabnych usprawiedliwień, by tkwić poza ustalonymi ramami. Tak możnaby przypuszczać, że Paweł stał się Panem P. Znanym z ciemnych interesów z Saudyjczykami, warszawską finansjerą, otaczający się jeszcze dziwniejszymi niż on sam - alternatywnymi artystkami, łącząc potęgę pieniędzy i władzy z wyuzdaniem i tymi, którzy dla wygodnego życia w blasku czarnego słońca byli gotowi sprzedać mu duszę i prosić by wziął też coś więcej. Ekosystem który stworzył się wokół pana P. składał się z młodych kobiet i starzejących się drapieżników. Nie byłby niczym niezwykłym, bowiem wielu podobnych mu dandysów funkcjonowało w ten sposób, jednak tylko on - tak długo. Tylko on miał umiejętność zarządzania emocjami z czasem popadających we frustację młodych kobiet, które stawały się stare i zużyte i nadal - bez perspektyw, których czas dobrej zabawy - kończył się i - w innych przypadkach był zawsze - początkiem ogniskującym ich złość, pretensje, rozgoryczenie wykluczenia i dalej - rozwiązywanie języka, zdradzania tajemnic, brudnych sprawek - dla ugrania czegoś dla siebie, zemsty, równania rachunku za lata być może - nie zawsze chcianych ostrych rżnięć i dziwactw podstarzałych, łysawych grubasów, brutalnych orgii, fistingów tłustymi łapskami, ssania opadłych fiatów i udawania że jest fajnie. Oto baśnie tysiąca i jednej nocy. Światy, świateczki opowiadane zciszonym tonem, zasłyszane, poskładane we w miarę logiczną całość. Nie znałem go osobiście, ale byłem blisko całej tej  ciemnej spuścizny o wyższości i uległości od niemal samej podszewki.

C.d.n...


 Ocknij się - wyszeptał i nerwowo szarpnął za ramię. Powtórzy jeszcze kilka razy w panice próbując ocenić sytuację, była fatalna. Zabawa w jednej chwili runęła jak domek z kart, z tą różnicą że zrujnowanie karcianej budowli nie oznacza nic, a ta teraz kosztuje co najmniej dwa życia. Jedno na pewno. 

Kamera powoli oddala się od jego twarzy by dostrzec szerszy obraz. Dziewczyna bez ruchu na łóżku w czarnym lateksowym kombinezonie, młody  chłopak przebrany za pokojówkę w blond peruce siedzi na niej okrakiem, pochyla się, sztuczne włosy przyklejają się do nasmarowanego olejem silikonowym lateksu, potem do jego twarzy, odgarnia je, walczy z tą przeciwnością nie mniej dzielnie niż o życie. Kamera pokazuje ten detal bez zwolnionego tempa, dręcząc huśtawką zbliżeń i ujęć z oddali. Potem tylko chwilę  widzimy hotelowy pokój w półmroku, nim zgaśnie świeczka.






wtorek, 7 maja 2024

Gentelmen



"Mother, I’d like to fuck" - przemknęło mu przez myśl i pociągnął duży łyk zimnego piwa. Było jak on - lodowate, pełne goryczy, w przeciwieństwie do niej - słodkiej, dojrzałej blondynki, kelnerki. Odwrócił szybko wzrok, by nie dać się przyłapać, że patrzy na nią - chociaż w takim miejscu - nie znaczyło to nic, dla nikogo, dla niej szczególnie… - no może napiwki większe - pomyślał z dozą pogardliwości do siebie i męskiego rodu w ogóle. Jak łatwo dają… dajemy się nabrać. Jak ten świat, do cholery, jest parszywie ułożony - dajemy się nabrać sami - siebie, w sobie. 

Miał dziś wyjątkowo kiepski dzień, pełen wewnętrznych pretensji wobec właśnie - siebie samego. Freudowskie id, ego i superego targały nim, poniewierały. "Weź się w garść, nie możesz tak żyć, co ty odpierdalasz, mazgaj, nie chłodny samiec alfa, nie sigma." Alkohol w trzecim kuflu trochę zaczął poprawiać sytuację, znaczy - terapeutyczna sesja w barze "U Fargaja" przynosiła pozytywne efekty. Mniej myślał, jego superego nieco zamknęło paszczę, zmalazło, obraziło się może nawet trochę i… przestało tłuc tego - "chłopaka dawno po czterdziestce"… Picie w barze, samemu, bez kumpli, znajomych, jest dostatecznie przykre, by jeszcze wysłuchiwać pretensji wewnętrznych głosów, prawda? Tak było. Dostatecznie wiele razy poddawał się kompulsywnemu analizowaniu - by dziś wracać do pustych czterech ścian w tym samym stanie, w którym je opuścił. 

Jako że nie pił zbyt często, by nie powiedzieć - wcale - czwarty kufel był gwoździem do trumny zdolności kognitywnych, gdy ta urocza blondynka zapytała, czy jeszcze coś podać, ostatnie zamówienie. Resztką sił poprosił o rachunek, resztką sił nie palnął, że zabrałby ją na wynos, nie zdołał jednak - nie odprowadzić jej za bar maślanymi oczami. Co gorsza - został bez najmniejszego wysiłku drugiej strony na tym przyłapany. Powiedziałem "co gorsza"? Widać, nie mam najlepszego o nim zdania. Znam go zbyt długo, zbyt dobrze, by nie czuć zażenowania wobec tych wszystkich jego - osobliwych upodobań… W zasadzie jednak, to nie było nic złego. 

Zapłacił rachunek, zostawił wysoki napiwek, powstrzymał się od gadania, uśmiechnął się - może zbyt szczerze - jak na zimnego samca-sigmę. Ot, chłopak, chłopczyna. Skorzystał jeszcze z toalety, ostatnie krzesła powędrowały w tym czasie już na stoły, bar się zamykał, a gdy wychodził. 

- Dasz sobie radę? - zapytała, gdy dotarł już do przekręconych na klucz drzwi, by żaden zbłąkany "niedopitek" nie szturmował zamkniętego lokalu, 

- kto? - zapytał nieprzytomnie, 

- Ty, dasz sobie radę z drzwiami? - roześmiała się, wyraźnie nim rozbawiona,

 - a tak, tak, jasne! - spłonął pąsem przyłapanego, albo - tak mu się tylko zdawało. Zamek w drzwiach - wyraźnie się uwziął i nie dał otworzyć. Słodka blondynka przybyła na ratunek i…

 - Marta, mam na imię Marta, pamiętasz? - przedstawiła się, nie przestając uśmiechać. 

- Dziękuję, Marta, ja Nikodem - dobrej nocy… dziękuję… - wystrzelił jak z procy w uliczkę prowadzącą do jego mieszkania. 

Kurwa! Co to było? To ma być składnia? "Ja-Nikodem-dobrej-nocy"? Ja pierdole, lata studiów - grzmiało jego superego nagle wybudzone rześkim powietrzem z alkoholowej drzemki. 

Ot, taki niewinny fetysz, autodestrukcyjna przemoc w wewnętrznej narracji. Może nie-fetysz, a bardziej niechciany przymus, obsesyjna potrzeba kontroli nad sytuacją. Z braku lepszych kierunków - wymierzona przeciwko sobie. Jak u chorego psa, który gryzie własny ogon…

Nie wykazałeś się, odczytałeś wszystkie sygnały, a nie zrobiłeś nic, mogłeś… - co mogłem, co? Wygłupić się, być jak każdy. Jak każdy.

 Czyli jak kto konkretnie? Czy to kolejne bańki przekonań, na których opierają się twoje społeczne strategie przetrwania, a które dawno zniknęły jak piana w twojej stygnącej wannie wody. A znikając odsłoniła gasnący pomnik mężczyzny, żywego ale wykazującego wszelkie pośmiertne cechy, ciało rozdęte jak balon, blade, pomarszczone, niedołężne. Ot dziwaczne na ten czas strategie, które doprowadziły go aż tutaj, w sam środek podróży przez czas okazywały się więc - nie mieć ojców, żadnych popartych logiką i aktualnym statusem więzi z obecnym tu człowiekiem.

W tym poczuciu grawitacyjnej próżni wracały do niego wspomnienia, ciągle jeszcze świeże, wyraźne, mocne. Czas, gdy możesz z natury być drapieżnikiem, wszystko cię ku temu sprzyja i stać cię na wysokie ryzyko porażek i zrywów w pogoni, bez końca. Szczególnie jedno z tych wspomnień wyróżniało się, dumnie lśniło jak gdyby etykietką, którą zwykliśmy czasem na głos mówić po upojnej chwili - “zapamiętam to na zawsze…”, a co zwykle po pewnym czasie przykrywa coraz większa warstwa kurzu.

Ludzie naprawdę bogaci zwykli nie obnosić się ani z pieniędzmi, ani z możliwościami. Ale dopiero nieliczni wśród nich mogą nosić miano "Gentelmenów". To nie oznacza krystalicznej moralności tych osobników, ale oznacza wierność wobec tajemnic. Gentelmeni o pewnych sprawach nie rozmawiają, tylko je po prostu robią - to była jedna z pierwszych maksym, które miał okazję poznać, gdy został zaproszony do środowiska elit w wielkim mieście. Nie był tak bogaty jak jego nowi znajomi, ale jako człowiek sztuki cieszył się serdecznością i otwartością. 

Nie przychodził też z pustymi rękoma - wokół niego orbitowało wiele pięknych, młodych dziewczyn chcących zdobyć coś dla siebie. System tak połączonych naczyń budował naturalną pozycję w tym ekosystemie. Brutalne prawdy przykrywał doskonałej jakości materiał tapicerski, wyszukany i na tyle rzadki - by mógł szczelnie je przykryć i wchłonąć.

I pewnie wydaje ci się, że wiesz, z kolorowej prasy, z filmów - jakie jest drugie dno tej elitarnej otoczki i to jest wszystko prawda. Tylko, że nie cała, a jej część poddana wpływom - z niewidzialnym ale - kneblem, skandaliczna ale - strawna, oburzająca i nieakceptowalna ale - tylko dla tych, którzy w ciasnym reżimie systemu codziennie wstają, stoją w korkach, pracują w szklanych domach, znowu stoją w korkach, odrabiają lekcje i idą spać, by znów jutro wszystko powtórzyć z morderczą dokładnością, przez kolejne dni, miesiące, lata i dekady, dbając o ten system, którego właścicielami są owi mityczni - Oni.

Tym wspomnieniem ze złotą plakietką w pudełku "Kolekcja mocnych przeżyć" było zdarzenie, które miało miejsce na jednym z przyjęć, obchodach nowego roku - podatkowego, w maju lub pod innym pretekstem, aby świętować dostatek, smakować życie, czas i ciało oddane w dzierżawę na tą krótką podróż. Na głównej sali i w ogrodzie było tych ciał mnóstwo, można było doznać wspaniałego odurzenia od drogich i nietuzinkowych perfum, od ubrań i stylizacji pełnych wyczucia i elegancji, przepychu złotych detali w cenie przeciętnego domu lub kilku mieszkań.

To była jednak przykrywka, obicie tapicerskie, o którym już wspominałem. Gdzieś w osobnym, jednym z wielu budynku w ramach tej wspaniałej posiadłości za miastem, wśród jezior i zielonych pagórków, w ściśle strzeżonym, ostatnim piętrze, swój sen śniło czworo Gentelmenów w towarzystwie ściśle wyselekcjonowanych znajomych płci przeciwnej - sądzących, że tym starym jak świat sposobem zdobywają coś dla siebie. Jak się domyślasz - one nic nie zdobywały. Nie chodziło bowiem o pieniądze, podarki - tego nadmiar mógłby zwalić z nóg przypadkowego widza. Ich życia - były realnie zagrożone. Ich obecność i tożsamość - mogły rozpłynąć się jak we mgle. Panowie nie byli seryjnymi mordercami, nic z tych rzeczy. Nie seryjnymi, a wypadki raczej im się nie zdarzały. 

Taki typ ludzi jednak, wykształconych prawników, lekarzy, psychologów - pewne standardy brał niezbyt dosłownie w stosunku do swojej kasty. Ten kontekst jest ważny, chcę, abyś czuł z jaką skalą - swobody każdy z nich mógł wyrażać, eksplorować i wyrażać swoje upodobania na tych pięciuset metrach kwadratowych dźwiękoszczelnego playroomu z każdą, najbardziej absurdalną maszyną i narzędziem miłosnych tortur.

Tamtego popołudnia, gdy zaproszono go pierwszy raz, prócz trzech Drapieżników w eleganckich smokingach, były tam trzy przepiękne kobiety, mi towarzyszyły jeszcze dwie, też nowe znajome. W windzie na górne piętro spiąłem je krótko smyczami i zacisnąłem skórzane obroże, co rozbawiło moich gospodarzy. Nie pesząc się tym wyjaśniłem, że dobierały się do siebie już w drodze, a ja nie cierpię braku dyscypliny wśród udomowionych zwierząt. Nie tracąc czasu, odwiesiłem dziewczyny na solidny żeliwny wieszak na kółka od obroży i poszedłem się przywitać. One stając na palcach jako tako mogły chyba swobodnie oddychać, a przynajmniej - nic nie narzekały. Moje podejście wyraźnie zrobiło dobre wrażenie na gospodarzach, bo wyjęli fiuty z ust jednej ze znajomych i serdecznie mnie powitali. Po czym wrócili, by kontynuować tą pocieszną scenkę. 

Korzystając z chwili, przywitałem pozostałe znajome. Jedną kojarzyłem z telewizji i branżowych imprez, drugą spotkałem pierwszy raz. Miała piękne, długie włosy, nieskazitelną figurę, sądzę że mogła mieć 25-30 lat. W innych okolicznościach - byłbym oczarowany. Obie miały na sobie pełną, erotyczną bieliznę, szpilki, blondynka dodatkowo - gorset. Przedstawiła się, Marta, ale to jakby przedstawiał Ci się befsztyk, który zaraz i tak zjesz. Blondynka miała  przepiękną barwę oczu - ale jak stwierdziłem później - to były tylko soczewki. Po kilku minutach w tym miłym towarzystwie ktoś przypomniał mi, że zostawiłem coś na wieszaku i nie byłoby w tym nic, gdyby to trochę już stękało i charczało. Widocznie stanie na palcach nie było tak komfortowe, jak zakładałem. 

Zdjąłem obie z wieszaka i poleciłem się przedstawić gospodarzom. Ci akurat skończyli wypełniać jej gardło spermą, więc mieli moment na zapoznanie. Zapytane o to, co lubią - szczerze uznałem to za dziwne pytać o takie rzeczy, ale przyjąłem to jako naukę i wdrożyłem to później w rutynę, trzeba być otwartym - ochoczo podeszły do skórzanego fotela typu-samolot i gospodarze od razu porwali dziewczyny do dwóch różnych playroomów, zachęcając, bym się przyłączył do obsługi rotacyjnej maszyny z wymiennymi końcówkami, zdolnej penetrować jeden lub dwa otwory w tym samym czasie. Przyłączyłem się do zabawy, nakręcając coraz to większe dilda o różnej grubości, fakturze i twardości. Sprawdzając możliwości maszyny, pakowałem je najpierw zgodnie z instrukcją - jeden analnie, drugi - waginalnie, ale gdy widziałem, że reakcja na bodźce u znajomej opada i tylko kwiczy z rozkoszy - zacząłem polewać je większą ilością czarnego lubrykantu, by zapakować najpierw do pochwy oba, a potem - też obydwa w jej dupę. W ten sposób, zmieniając prędkość, doprowadziłem po godzinie do  utraty świadomości tej od niedawna znajomej. 

Daliśmy jej chwilę odpocząć, popijając lekkiego szampana, patrzyliśmy zafascynowani, jak wylewają się z niej wszystkie płyny zastosowane do tej procedury. Piękne, lśniące pośladki dygotały, srom i uda nosiły ślady obtarć, co skusiło nas, by jeszcze chwilę, tym razem osobiście, sprawdzić, czy jest w niej jeszcze coś ciasnego… była jednak jak miękki, satynowy, luźny ocieplacz. Coś wspaniałego, idealnie wypierdolona. Z uznaniem, z refleksją, że cała ta technologia - na coś się przydaje i trudno bez stosowania większej siły byłoby osiągnąć w tak krótkim czasie taki piękny efekt. A to dopiero była pierwsza znajoma tego wieczoru. 

Nieoczekiwanie poczułem na sobie dłonie blondynki na M. w gorsecie. W innym towarzystwie lub wcześniej - skarciłbym ją okropnie. Nienawidzę dotyku, szczególnie dotyku kobiet, niezapowiedzianego co najmniej z 20 metrów i to pisemnie lub mailem. Przechodzą mnie ciarki ilekroć o tym pomyślę, jakież to jest odrażające! Moje znajome wiedzą o tym, tu jednak nie było okazji ustalić ścisłych reguł. Wytrzymałem to jakoś. Współczułem jednak dłuższy moment sam sobie i postanowiłem, że najbardziej logiczne w tej sytuacji będzie jednak ją skrępować na część wieczoru, w której przyjdzie mi ją przerżnąć. 

Spodobało mi się to urządzenie, ale pierwsza znajoma jeszcze samolubnie zajmowała fotel, dochodząc do siebie po tej małej próbie końca świata, więc postanowiłem improwizować. Przymocowałem blondynkę na brzuchu do wspaniałego łóżka, zakneblowałem, założyłem skórzaną osłonę na oczy i uszy, po tym numerze z dotknięciem mnie nie zniósłbym, gdyby na mnie przypadkiem patrzyła! … i na wszelki wypadek zabezpieczyłem rozpórką między nogi, gdyby… no w sumie to nie wiem, po co - bo lubię! I wtedy poczułem spokój, harmonię, okoliczności i jej wspaniałe ciało, w tym skrępowaniu a pełne ruchu, falujących bioder, napiętych mięśni przy każdym dotyku. 

Wzruszyła mnie, poruszyła całą moją wrażliwość, gdy sprawdzałem, jak będzie w nią wkładać wszystkie napotkane przedmioty, butelki, cygaro, palce, całą dłoń. Niebo w mojej głowie rozbłysło tysiącem gwiazd. Dym cygara w połączeniu z jej delikatnym, słodkawym smakiem ciała wyciszył mnie, wyrównał… Rozpinając ją pierwszy raz kogoś przytuliłem i wyszeptałem prawie  - zapamiętam to na zawsze.