piątek, 25 kwietnia 2025

Cinque Terre

Dostałam zaproszenie na ślub koleżanki z czasów studiów. Choć byłyśmy współlokatorkami 3 lata, nasz kontakt po studiach był mniejszy ale bardzo serdeczny. Rok temu wyjechała za pracą do słonecznej Italii. 

Nie chciałam jechać bez mojego chłopaka który w tym czasie musiał zostać w pracy, ale to on sam namawiał mnie do wyjazdu, wiedząc jak uwielbiam Włochy.

W obliczu dobrych nowin, bo Renatka była w ciąży - termin weselnych uroczystości szedł trybem przyspieszonym. Następny weekend miałam tym sposobem już zaplanowany. 

W walizce prócz niezbednych rzeczy i sukienek znalazło się też nowe, niezmiernie kuse bikini na okoliczność słonecznych kąpieli. Może nawet zbyt skąpe jak na nie-singielkę...

Z lotniska na miejscu odebrał mnie przyszły mąż koleżanki, ona sama z porannymi dolegliwościami została w domu. Powitał mnie serdecznie i od pierwszej chwili poczułam w sobie to "klik" które trudno pomylić z czymkolwiek innym. Nie zrozum mnie źle,  nie rzuciłam się na niego gdy tylko wsiedliśmy do auta, ...ale mogłabym.

Powinnam napisać, że z jego strony czułam to samo ale byłaby to może tylko moja kobieca nadinterpretacja mowy ciała nieziemskiej urody południowca? Błagam Ada nie wchodź w to!

Na miejscu było jak dawniej, z tą jedynie różnicą ,że rozmowa toczyła się po angielsku by Matteo nie czuł się obco. Radośnie polewał mi i sobie wino, Renatka sączyła bezalkoholowe drinki zazdroszcząc nam odrobinkę upojenia. Świadomość własnej nietrzeźwości i pełnej trzeźwości koleżanki jako tako trzymała mnie z dala od problemów i niezręczności. 

Katastrofa jednak wisiała w powietrzu. Gdy na domiar złego Renatka postanowiła że musimy tańczyć - wszystkie moje dostępne na kokpicie lampki zawrzały na czerwono! Na szczęście po kilku piruetach z przyszłym mężem zrobiło jej się niedobrze, a ja w całej rozpiętości troski pożegnałam się i mogłam uciec do swojego pokoju. 

W nocy miałam pijane erotyczne sny. Leżałam na brzuchu w sukience. Słodki Matteo, kwiat pomarańczy, wetyweria z Haiti i cedr... zdejmował zębami ze mnie figi, potem.. potem... jak to powiedzieć, ahh... zadużyłam się w nim. Zadużyłam, a nie powinnam. Jak w kuzynie kiedyś - tak w chłopaku najlepszej koleżanki teraz. 

Powtarzanie sobie - spokojnie, wszystko przeminie, to hormony, czas i miejsce, etap wieku, krótkie lśnienie - chwilowo nie pomagało. Co warto i nie warto czy to aby na pewno słabość - wiedzieć czego się chce i z kim. Jak można czuć to tak wyraźnie i mocno by aż śnić o tym?  

Obudziłam się koło dziewiątej rano ze sporym kacem. Renatka czekała na mnie ze śniadaniem, Matteo pojechał po drobne sprawunki. 

Przyszła panna młoda miała ze mnie niemożliwy ubaw bo nie pamiętałam sporej części wieczoru. Ja zawstydzona modliłam się czy na autopilocie czegoś niestosownego nie odjebałam. Pamiętasz? wszystkie moje czerwone kontrolki gdy zaczęły się tańce? Zapytałam ją nawet czy z czymś nie przesadziłam, roześmiała się znowu serdecznie uspokajając moje obawy, zapewniając że wszystko było okey. Nie było niestety okey bo czy pijana, czy na trzeźwo - mój granat nie miał już żadnej zawleczki...

Renatka zaproponowała abyśmy złapały odrobinę opalenizny przy basenie za domem zanim wróci Matteo i wybierzemy się do miasteczka. - Jasne! Świetny pomysł! - ucieszyłam się i poszłam do pokoju przebrać się w... tak - TO bikini.. 
- oh Ada! - Renatka spojrzała na mnie z nieukrywanym podziwem.
- tylko to zabrałam, pożyczysz mi jakieś swoje?  - zawstydziłam się sama nie wiem czego, nie raz przecież widziałyśmy się nago.
- nie ma mowy! Wyglądasz jak bogini! Niech to tylko Matteo zobaczy! Zrobimy mu test na wierność! - roześmiała się perliście, a ja wraz z nią choć było to kurewsko trudne. Nie mogłam przecież powiedzieć "nie, nie róbmy tego" bo wyczułaby, że może mi na nim, nie wiem - jakoś zależy? Albo że biorę wszystko na poważnie. 

Kurwa, kurwa, kurwa mać! Ale się wpakowałam... myśl pozytywnie Ada, nie będziesz musiała udawać. Jezu co ja pieprzę. Przecież to też jest człowiek, ukochany mojej przyjaciółki, przyszły mąż i ojciec. Nie chcę aby mnie znienawidził na końcu tej układanki... ale na razie stanął w progu tarasowych drzwi w rozpiętej koszuli z kieliszkami do wina... nosz pierdolony Bachus! Gdy jeszcze dobrze się nie przywitał Renatka radośnie poprosiła by nasmarował filtrem jej i moje plecy.

 Z oblubienicą poszło mu szybko, nadeszła jednak moja kolej i z miejsca wyczuł że jestem spięta jak kamień i że on zaraz coś na to poradzi profesjonalnym masażem. Czy w swojej historii napominałam czym ten bożek wina trudni się dla chleba? Nie? No to jest rehabilitantem, fizjoterapeutą..  wtedy się dowiedziałam i umarłam. Parowóz mojego babskiego nadmiernego myślenia i wyobrażania sobie bóg wie czego właśnie wpadł na moją stację by przelecieć jak orient ekspress na pełnej prędkości wprost do kolejnej stacji - bez postoju. Oto dlaczego Renatka tak ochoczo i bez zastanowienia rzuciła tekstem o teście wierności, czy smarowaniu olejkiem do opalania! Przy basenie, na podwyższanym łóżku do masażu i przyszłej żonie na leżaku, zajął się mną, w bikini. Nie ma szans by nie zauważył jak jestem mokra i podniecona... japierdole. Ale przypał. Uwaga ogłoszenie dla bioder i tyłka Ady: ani mi kurwa drgnąć! Nie będzie żadnego zakręcenia tyłeczkiem na mojej zmianie! ...I zakręciły. No to koniec. Witamy w katastrofie. Nie? Ale... ale Matteo to podłapał, bez słów i powędrował dwoma palcami jednej ręki głęboko w moją oślinioną małżę. Kilka zdecydowanych ruchów w tempie moderato. Tyle. Potem wrócił na miejsce moje bikini i kontynuował masaż jakgdyby nigdy nic. 

Ada? Ada jesteś tam? Ada była w dziewiątym, nie siódmym niebie. Dziesiątym, dwunastym, szesnastym... gdy skończył przykrył mnie plażowym pareo i przystawił parasol bym się całkiem nie upiekła bo wpadłam w głęboką dżemkę... 

Moja kobieca intuicjo - przepraszam: że wątpiłam w Ciebie i swoją zajebistą zajebistość.  Od teraz oficjalnie przed tobą - sikam na groby wszystkich mindfulness, głupot o overthinkingu i zrzucania na karby  faz cyklu owulacji kobiecych zachowań i myślenia. No ale dobra, to co dalej robimy? 

Ten nie niewinny incydent wyciszył mnie, rozładował trudne do wytrzymania napięcie, na moim kokpicie znowu zaświeciło kilka kontrolek na zielono. Kolacja tego wieczoru przebiegła spokojniej.Dołączyli kolejni goście przybyli na ten wielki dzień jutro. W pokoju przed snem pocieszyłam się jeszcze miłym wspomnieniem raz i ...drugi. 

Następnego poranka dom pogrążył się w gwarnym chaosie i wesołym pośpiechu.

 Wpadłam zaspana do łazienki w której akurat Matteo z przyszłą żoną oddawali się czułościom... parsknęłam i wycofałam się. Ale niezbyt szybko, z uznaniem obcinając jego wyrzeźbione pośladki, on wyszczerzył się w zakłopotanym uśmiechu, a Renatka ... No cóż, miała pełne usta i chyba mnie nie zauważyła..

Jakże chętnie bym się wtedy z nią zamieniła na chwileczkę.

Ślub był piękny, wszędzie białe i różowe kwiaty, wszystko na świeżym powietrzu z widokiem na morze. Para Młoda, goście, wszystko przypominało filmowe kadry nie zwykłą uroczystość.

Kilka razy Matteo porwał mnie do tańca i choć był nienaganny w zachowaniu czułam jak daje mi tonąć w swych ciemnych, brązowych oczach. 

Chcesz mały sekret? Kiedy na krótką chwilę zostaliśmy sami nieco z boku jedząc ostatnie kawałki weselnego torta i patrząc na skrzące się nocą niebo, zrobiłam coś. 
Jego kciuk osunął się przypadkiem w ciasto, a ja ukradkiem wzięłam go namiętnie do swoich oblizując ze słodkiego kremu. Ot niewinny żarcik który i jemu bardzo się spodobał, nie było niezręcznie.

W samolocie powrotnym uśmiechałam się bezwiednie całą podróż. Nie potrzebowałam przeglądać zdjęć, nie przeszkadzał nawet poimprezowy kac, nie snułam wizji bycia z nim razem. Cudownie błogi stan życia pełnią życia!











środa, 23 kwietnia 2025

Scenariusz i reżyseria

Życie to nie film ale gdybyś czasem mogła bez konsekwencji dopisać kilka scen? Dla rozrywki innej niż scrollowanie czy kolejny talent show w którym wygrywa ktoś kto miał ciężej, wygrał historią. Przeżyć coś raz i zamknąć to na dnie pamięci tylko dla siebie, na starość. Prywatna składka emerytalna wspomnień, inwestycja w przeżycia, w być nie mieć. Oto wartość dobrego scenariusza. Dzieje się w określonych ramach, od słowa "kamera" do słowa "cięcie". Jest tak pojebany i zajebisty - jak ty. Jest odzwierciedleniem twojej intuicji w doborze aktora lub aktorów, lokalizacji, linii czasu, detali, kostiumów. Jak każdy wysiłek ten również nie mityguje stu procent ryzyka kasowej klapy ale to nie znaczy że nie warto.

Jeżeli zgadasz się z powyższym to należysz do elity smakoszy życia, jeżeli nie - jeszcze nie odkrył tego miejsca nikt przed tobą, ale przeczuwasz że może coś ważnego przecieka Ci przez palce. 

To też przeczuwała Stella. Uwięziona w mono. Monogamii, monologach i  monotonii przyprawionej niby znacząca coś zazdrością - że kocha i pragnie tylko dla siebie ale ...nosz kurwa - ale! 

- czego ty chcesz dziewczyno? - słyszała, lecz nie potrafiła odpowiedzieć. Nie potrafiła bo nie chciała nic zburzyć. Kierowała więc chęć tego rozpierdolu prosto w siebie, by tak latami celując prosto we własne serce targnąć się w końcu na życie. W nagrodę za chwilowe nieudawanie, że wszystko jest w porządku trafiła na oddział szpitala psychiatrycznego. Dobry towar na receptę, przyspieszacze, spowalniacze, rollercoster i animacje - zajęcia terapeutyczne. W końcu jakieś istotne rozmowy nie o planach na kolację z dowozem do domu. Paru niezłych wariatów, parę dziewczyn trudnych do zdiagnozowania ale to akurat takie samo jak poza murami tego Edenu. Tym "roszczeniowym szmatom" akurat nie udało się wywinąć przed hyclem - element jakiejś sprawiedliwości w tym szurniętym systemie. 

Stella miała w sobie dużą dozę męskiej energii, dlatego oprócz - być może  pociągu do kobiet - odczuwała też podobne, nacechowane szowinizmem i mizogynią myśli wobec przedstawicielek płci własnej. Z taką diagnozą to tylko Lamotrix i miła dezorientacja, szczypta Zoloftu i jakby lekka sztywność mięśni, połóweczka królewny hydroksyzynki na dokrętkę nieznośnej lekkości bytu. Można się zakochać i zniknąć. Turnus jednak nie trwa wiecznie, tęskni się potem za Cegłowską, Nowowiejską czy Kochanowskiego nim nazbierasz tokenów NFZ i znowu Cię zabiorą. Tylko ile jeszcze razy to wytrzymasz nim dasz z siebie zrobić osiedlowy warzywniak? I to usłyszała pewnego razu od swojego terapeuty. I jasne, kontekst słów był inny, nie o to chodziło, jednak też tak czasem masz, że gdy usłyszysz to charakterystyczne bezdźwięczne "klik" - wiesz już co dokładnie masz robić z życiem?

Stella spakowała od tamtej pory każdą pieprzoną pastylkę w chusteczkę by ją potem świstnąć przez lufcik w oknie. Poczuła jasność jak nigdy, nabrała ochoty na życie i nawet na takiego jednego wariata... był całkiem normalny. Brzmi to zupełnie jak telegram napisany w świecie za wysokim ogrodzeniem. Trafił tu z tych samych powodów co Stella. Przynajmniej tak mówił. Nie pachniał źle, składnie gadał i był mniej dziwny, mniej skrajny niż inni. Stanął raz gdy było trzeba w jej obronie przed jednym z letników z nowego turnusu. Brak prochów odpalał ją ilekroć zostawali gdzieś na chwilę sami. To ona z trudem starała się "nie zniszczyć tej przyjaźni". 

Raz ukradkiem podglądała go w łazience. Choć miał drobną sylwetkę rozmiar jego sprzętu był słuszny, niezbyt długi lecz mięsisty i gruby. Chłopak jednak nagrzany pigułami  jak magazyn apteczny zdawał się nie łapać niuansów, spojrzeń, mowy ciała. Będąc ciągle na nieznośnym głodzie raz niby przypadkiem osunęła się na sąsiadujące z nim krzesło. Niby łapiąc równowagę chwyciła się  krótko jego krocza... Boże jaką miała ochotę dać się mu wyruchać. Ten jednak nie zapamiętał zdarzenia. Musiała znaleźć sposób by odstawił jak ona całe to rekreacyjne ścierwo. Czy jej się wtedy spodoba? Co mu odpierdoli. Przed czym w najdalszej skrytości ucieka. Nie dowie się jeśli tego nie sprawdzi.
- Chcesz zagrać w grę? - spytała pewnego ranka przed śniadaniem po którym wydawano im leki.
- W film.
- film? Nie znam tej gry?
- będziemy grać że wszystko to film.
- jaki?
- wyspa tajemnic, znasz?
- jasne, ale dlaczego akurat ten? Przecież to o psychiatryku jak nasz.
- wolisz inny?
- Może być, ale powiedz mi o co chodzi.
Dziewczyna wymyśliła na bieżąco pierwszą scenę która ma się odbyć za moment, po śniadaniu. I jak ma to zagrać dalej. Biedne wróble odwiedzające daszek pod oknem toalet zaliczą w ostatnim tygodniu ich turnusu podwójnego tripa.

 Po czterech dniach zabawy zaczęło się. Jego organizm jako tako przeszedł detoks od zamulaczy i chłopak zaczął się odpalać. Był podatny na jej sugestie, ale też "trochę" nieobliczalny. Scenariusz ich filmu z kryminalnego dreszczowca podryfował w stronę niemieckiego porno z lat osiemdziesiątych - a to przez brak ostrych przedmiotów i żyletek do golenia jeżeli wiesz co mam na myśli. Nie to jednak było ważne. Liczyło się tylko by nie dać się nakryć na bardzo gorącym uczynku, złapać w pustym kantorku terapeutów, zatrzeć ślady, znaleźć nowe miejsce i tak kilka razy dziennie. Jej gęsty busz podniecał go, popychał w natręctwa myśli które z niemałym trudem pomijał na zajęciach. Czekając nowych scen cierpiał priapizm chociaż z medycznego punktu widzenia nie pozostawał bez ulgi w jej udach dłużej niż kwalifikuje się tą przypadłość w definicji.
 
I chciałbym ci teraz opowiedzieć jak ta zabawa się nagle pierdoli. Nadciąga zwrot akcji, kataklizm, rozłąka i koniec zabawy, ale nie. Wszystko w ramach NFZ, do samego końca, do happy-endu, ba - do wielu bardzo dobrych happy-endów przebiegło znakomicie. Znakomita była również ich osobista przemiana. 

Może jak wielu z nas po prostu byli strasznie samotni, odarci z bliskości, poranieni i niezaspokojeni w systemie w którym na piedestał wynosi się stabilizację w imię optymalnej wydajności w czyichś sprawach, szarą ciszę, osiem godzin dziennie, czterdzieści w tygodniu, sto sześćdziesiąt siedem w miesiącu. Może trzeba zwariować żeby powstać na nowo, odrodzić się jako ognisty ptak?



wtorek, 22 kwietnia 2025

Nie możesz tego pamiętać

" (03:54) Chciałbym Cię jeszcze zobaczyć". Brzmi treść ostatniej wiadomości na jej komunikatorze z numeru starego kolegi, o której rozmyślasz w dziwnym pół śnie. Dzwoni budzik... poprzedni wieczór pamiętasz w urywanych fragmentach. Impreza, taksówka. Śmiech. Taniec, ciasny parkiet w klubie pełnym facetów i Ty tam sama... jakieś przebłyski.. jakie?

- Pamiętam tylko że piłam drinki i tańczyłam z dwoma facetami...Jeden to mój kolega z dawnych lat ,który się we mnie podkochiwał przez długi czas..a drugi to jego znajomy...przystojny ,dobrze zbudowany.. milczący..Dobrze się bawiłam..Dużo tańczyliśmy niemal ze sobą wtuleni..Raz po raz niby przypadkiem czułam jak mnie dotykają .Jeden z przodu ,a drugi z tyłu..

To jak narazie jedyne dosyć wyraźne wspomnienie, dalej wszystko się zaciera... taksówka.. nie, dluga limuzyna... śmiech... tylna kanapa, wódka z butelki ...rozbawiona.. jeszcze jakaś dziewczyna...światła miasta.. wytatuowana podwiązka na jej zgrabnym udzie... chwiejnie pochylała się przed kimś klęcząc w kabinie pojazdu..

- ...i wydaje mi się, że byłam tam bez sukienki..W samej koronkowej bieliźnie..Szumiało w głowie..Ten znajomy kolegi mnie dotykał...glaskał ciało... przesuwał dłoń po wewnętrznej stronie ud.. rozpina mi stanik..

Teraz trochę zastanawiasz się dlaczego tak się zachowywałaś. Oglądasz to wspomnienie jakbyś to nie była Ty. Czy ktoś Ci coś dosypał, wstrzyknął... czarna smuga w pamięci. A może taka jesteś gdy wyłączyć poprawność. Dlaczego dopuściłaś do siebie chłopaka z którym nigdy nic Cię nie łączyło.. nie był nawet w Twoim typie.. co innego jego kolega.. ale tamten najpierw zabawiał się z blondynką. 

Pomimo potwornego kaca spojrzałaś w telefon. Z nadzieją, że jednak nic w nim nie ma, nie ma wiadomości która dla Ciebie nic nie znaczy, ale ta wiadomość jest... skoro jest, czemu by nie wysłać mu jakiegoś swojego zdjęcia... może jeszcze jesteś pijana. W galerii zdjęć widzisz mnóstwo zdjęć z tej upojnej imprezy, nie przypominasz sobie kiedy i kto je robił. Oglądasz je z wypiekami na twarzy. Od niewinnych selfie do... o mój Boże. O - mój - Boże.. To może jednak zbyt wiele... 

" (18:02)Zaczaruj mnie znów abym nie mógł przestać o Tobie myśleć. Chcę znowu mieć dwadzieścia lat" napisał już kilka godzin później choć nie odpowiedziała mu na tą pierwszą. Może życie sprowadzone do mapy myśli składa się tylko z takich punktów zwrotnych, markerów niecodziennosci w codzienności. Im jest ich mniej, tym poziom zadowolenia z przeżywania życia jest niższy... Czy więc to kolejny "nieszczęśliwy redpill" czy zwykły random. Co może jej dać i jaki będzie tego koszt. Dokąd prowadzi ta droga. Ulica czy ślepa uliczka. 

W galerii zdjęć są setki, pijane serie z błyskiem i bez, poruszone, krótkie wideo. 

Zaczyna się w klubie, to jeszcze mniej więcej pamiętasz. Blondynka pojawia się najpierw w łazienkowej samojebce jak to w klubach, do lustra. Roześmiane, nieumiejętnie flirtujące spojrzenia, widać dobrą zabawę. Potem limuzyna, tu od razu jest ostro, filmujesz jak dobiera się do Ciebie, zbliżenie na jej rękę podciągającą ci sukienkę, odchylającą bieliznę. Potem wkłada w Ciebie palce. 

Znowu zdjęcia.  Dołączył się stary znajomy. Rozpięta koszula, jego nos w Twojej cipce gdy liże Cię wszędzie a ty masz wysoko zadarte do góry uda. Potem ktoś robi wam zdjęcia Twoim telefonem. Stykacie się z blondynką wargami sromowymi. Nie udajecie. Przystojniak ssie jej sutki. Znowu filmik, zbyt ciemny, w szumach drogi słychać jak jęczysz z rozkoszy. Któryś z panów wciąga biały proszek z Twojego dekoltu. Śmiech. Znowu jęki. Chyba szczytujesz. 

Potem zdjęcia w windzie apartamentowca waszej czwórki. Jest ktoś jeszcze. Na czarnej sukience masz białe ślady. Mężczyźni całują was po szyi, karkach, ich dłonie bezwstydnie korzystają z okazji. Bez skrępowania obmacują. Odsłaniają piersi. Wy zdejmujecie do zdjęcia bieliznę. Wypinacie tyłki by wtulić nagie biodra w ich krocza. 

Apartament. To chyba nie jest spotkanie melomanów termomiksów. Nowe osoby, głównie dziewczyny, piękne kobiety koło trzydziestki. Niektóre w erotycznej bieliźnie,  wszyscy w różnych półmaskach, weneckickich, koronkowych, teatralnych, skórzanych. Wy też najwyraźniej dostajecie maski bo na kolejnych kadrach całujesz się z blondynką. Przystojniak przytrzymuje ją nagą od tyłu, trzyma za gardło. To jej się podoba. Robisz zdjęcia jak jego kutas wchodzi w nią od tyłu. Dłonią pomagasz nawet go w nią lepiej wepchnąć. Śmiech. 

Ktoś Znowu robi twoim telefonem. Masz zadartą sukienkę i wypięta dupę do wcześniejszej pary. Przystojniak posuwając twoją nową koleżankę liże Ci tyłek. Potem ten ktoś z aparatem sadza Cię na sobie i robi zdjęcia jak wkłada w Ciebie nabrzmiałego i twardego kutasa. Fotografie jak film poklatkowy do chwili gdy wyciąga go i spuszcza się tobie na brzuchu. Nie śmiejesz się, przygryzasz wargi podniecona, nieprzytomna. Wcierasz w siebie jego spermę, pieścisz dłonią dogorywającego penisa. 

Potem jeszcze ktoś bawi się tobą przewieszoną jak płaszcz przez oparcie czerwonej sofy.  To blondynka. Liże Ci cipkę jak głodny kotek bo ktoś z góry polewa Cię z butelki proseco. Ale ty możesz tego nie pamiętać.