Skala Szarego
Krótkie fabularne opowiadania dla dorosłych...
poniedziałek, 17 marca 2025
Zeus
piątek, 28 lutego 2025
Miasto
poniedziałek, 17 lutego 2025
Jeden zero
"Wejdź do pokoju, zamknij drzwi, nie zapalaj światła" brzmiała wiadomość na jej komunikatorze sprzed paru minut. W pokoju na stole leżały zapalone gogle VR - Questy, w tle grała spokojna, fortepianowa muzyka.
Spodziewała się zastać faceta z którym rozmawiała od jakiegoś czasu i z którym dziś miała się spotkać na coś więcej. W kieszeni płaszcza poczuła wibracje kolejnej wiadomości. "W szufladzie komody znajdziesz coś, włóż to sobie proszę...". Jej podniecenie na słowa po przecinku znów zawrzało w całym ciele. Ich krótka znajomość opierała się o cyberseks, intymną i głęboką szczerość, wgląd w skrzętnie skrywane przed całym światem lepkie i perwersyjne tajemnice...
Rzeczywiście w szufladzie znalazła nierozpakowaną, niewielką przesyłkę kurierską z pudełkiem w środku. Sprawdziła adres nadawcy, jakaś nazwa firmy tylko. Odbiorca, adres recepcji hotelu w którym się zatrzymała. W pudełku znalazła wyglądający na prototyp model Lush'a, zdalnie sterowanej seks-zabawki o charakterystycznej dla ai-designu - bionicznej powłoce.
Lush uruchomił się natychmiast po kontakcie z jej ciałem, wystający "ogonek" nieznacznie pulsował bladziutkim światłem, jakby starał się ją uspokoić. Sama zabawka w jej środku jednak umilkła, jakby tylko wykonała krótki i dyskretny program testu rozruchu. W tej samej sekundzie od Patryka przyszła kolejna wiadomość, tym razem głosówka. - Dobry wieczór Piękna - wybrzmiało w jej słuchawkach głosem jak zwykle głębokim, męskim i ciepłym. - wiem że mieliśmy się spotkać fizycznie, ale wiem jak lubisz niespodzianki i niespodziewane zwroty akcji! - Roześmiał się szczerze i serdecznie, potem westchnął zalotnie a Lush w niej jakby zawirował i wessał ją czule.
Alicja zaskoczona jednocześnie roześmiała się i straciła równowagę na zbyt absurdalnie wysokich szpilkach. W kolejnej głosówce poprosił ją o rozpakowanie jeszcze jednej przesyłki głębiej w szufladzie - była to autonomiczna kamera IP - i postawienie jej na stoliku z goglami, a następnie założenie ich. Znali się na tyle długo, w tej krótkiej ale intensywnej internetowej znajomości, że Alicja bez wahania spełniła każdą z próśb kochanka, czując się bezpiecznie zaopiekowana w osobliwie szarmancki sposób.
Gogle pozornie nic nie zmieniły, nadal była w eleganckim hotelowym pokoju, nadal widziała na sobie świetnie dopasowaną i podkreślającą każdy szczegół jej kobiecego ciała czarną, krótką sukienkę spod której wychylił się skrawek koronkowego wykończenia pończochy gdy wygodnie rozsiadła się na modnym fotelu, nadal światła miasta w krótkich szeptach przebiegały co raz po ścianach i suficie. Jedynie co się zmieniło to kontury pomieszczenia rozjaśniły się ledwo zauważalnym oświetleniem ambientowym.
Drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Patryk z różanym bukiecikiem, który wraz z zapachem rozkosznych, męskich perfum kompletnie obezwładnił jej mechanizmy obronne wszelkie, zawczasu podjęte postanowienia zachowania cienia choćby - powściągliwości (!) wobec, jakby nie było - nieznajomego mężczyzny...
Teraz głos ze słuchawek, a może z systemu nagłośnienia przestrzennego docierał doskonale z miejsca w którym się zatrzymał i nie przestając na nią patrzeć zamknął za sobą drzwi. Wrażenie było tak realne że już miała je zdjąć by się przekonać ale ....ten powstrzymał ją uspokajającym gestem. - Co się ze mną dzieje... - wyszeptała. Wyciągnęła dłoń ku Patrykowi a ten niby musną ją w powietrzu. Immersyjne technologie, jej kobieca fantazja i wyjątkowo silny stan szczególnego pobudzenia zlewał się w wrażenie jednej rzeczywistości. Kiedy wsunął dłoń pod jej kusą sukienkę we wprost niespotykanej synchronizacji obrazu z ruchami Lush'a doznała pierwszy raz w życiu takiej fali gorąca, której z niczym wcześniej nie mogła porównać. Nie wiedząc czy dzieje się to na prawdę, czy tylko w jej wyobraźni zamykała raz po raz oczy oddając się symulacji. Ta, skomponowana z niebywałą dbałością o detale i dźwięki wypełniała pokój przeplatając się z jej nierównym oddechem, cichym pomrukiwaniem w roskoszach...
Kiedy obudziła się rano gogle leżały obok niej na łóżku. Słońce świeciło jej prosto w twarz, był późny czerwcowy poranek. Spojrzała na siebie, na mokre ślady na pościeli, wyjęła rozładowany Lush z poobcieranej i spuchniętej cipki i zwlokła się z łóżka do łazienki na długi gorący prysznic.
Próbowała przypomnieć sobie ile razy przeżyła wczoraj swój orgazm, ale po chwili dała spokój tej matematyce gdyż szczytowała jak pojebana i mało brakowało by w strugach wody z deszczownicy jeszcze raz odpłynąć.
Był weekend więc w drodze do domu zrobiła małe zakupy, dwie torebki, kompleciki uroczej bielizny w promocji dwa w cenie trzech i wysokie wełniane skarpetki do spania... spełniona i dopełniona przed siedemnastą dotarła wreszcie na miejsce. Wieczorem napisała do Patryka już z łóżka, jednak jego komunikator był wyłączony. Zdarzało się to wcześniej więc odrobinkę tylko zawiedziona brakiem towarzysza do wspólnych wspominek usnęła.
Cisza na łączach trwała trochę dłużej niż zwykle, Alicja zostawiła mu kilka czułych i pikantnych wiadomości jednak nadal bez skutku. Oboje byli w związkach więc dzwonienie do siebie raczej nie wchodziło w spektrum możliwości swobodnego kontaktu, im dłużej jednak to trwało, tym bardziej nie mogła przestać myśleć o nim. Naładowała i nosiła ukradkiem Lush'a kilka razy, ten jednak po dyskretnym teście rozruchu nie dawał znaku że ktoś po drugiej stronie jest...
Pewnego dnia zadzwonił do niej obcy numer, przedstawiciel dużej firmy technologicznej poprosił o spotkanie i zanim uznała go za kolejnego telemarketera ten podał, że chodzi o Patryka. Umówili się na mieście w jednej z modnych kawiarni. Młody chłopak w eleganckim garniturze wraz z nieco starszym, równie dobrze ubranym, którego Alicja trafnie wytypowała jako radcę prawnego czekali na nią przy jednym ze stolików w głębi lokalu.
- Pani Alicjo, sprawa jest dla nas szalenie dyskretna i krępująca, liczę jednak że dojdziemy do satysfakcjonującego finansowo Panią rozwiązania - zaczął po oficjalnym przedstawieniu się radca. "Boże... kamera..." - pomyślała Alicja, "na pewno chodzi o kamerę i wyciek tego co działo się ze mną w hotelowym pokoju...". Płonęła ze wstydu nie rozumiejąc i nie słysząc słów wypowiadanych raz przez radcę, raz przez chłopaka. Widziała tylko i wnosiła z jego przepraszającego tonu, że wydarzyło się coś okropnego, że Patryk ją z pewnością wykorzystał i oszukał. Że skryte nadzieje, że jest między nimi coś wyjątkowego to tylko jej własna projekcja i....
- Pani Alicjo? Pani Alicjo, halo? Rozumie nas Pani... - starszy pan radca próbował zachować spokój i opanowanie, mimo że jego młodszy partner niemal szlochał referując zawiłości indukcji w pętli sieci neuronowej samoreplikującego i samopiszącego się kodu aplikacji, że to niemal niemożliwe by przy zadanych ograniczeniach rozmiaru i pojemności sieci właśnie z uwagi na zabezpieczenie się przed taką sytuacją doszło do propagacji dzikiego AI...
- To gdzie on teraz jest? W areszcie? - oprzytomniała nagle chcąc jakby wrócić w środek rozmowy.
-Ale o kogo Pani pyta...
- No Patryk, o Patryka?
- próbujemy Pani objaśnć że nie ma nikogo takiego... że to program. Ale my tego nie napisaliśmy, to się samo.. pani rozumie? Samo tak po prostu się zrobiło.. - roztrzęsiony chłopak nerwowo poprawiał co chwilę spadające okulary - wytrenowało się na Pani i perfekcyjnie dopasowało do wszelkich preferencji użytkownika, to nie jest prawda...
- ...
- Samo, w tym sensie że aplikacja stała się autonomiczna, włamała się do wielu, rozproszonych systemów, stworzyła tożsamość, dowód, miała realną, zdalną pracę, mieszkanie, dom, konto bankowe, karty, pieniądze... - wymieniał jeszcze długo mecenas.
Alicja nie miała po spotkaniu dokąd pójść, wyryczeć się, wypłakać. Wsiadła do samochodu, oparła głowę o kierownicę i szlochała kolejne długie minuty. Spojrzała w końcu na telefon sprawdzić godzinę. Zero nieodebranych połączeń, jedna wiadomość. Otwórz. Patryk.
"Dzień dobry Piękna... pewnie już wiesz, pewnie już po Ciebie jadą. Może już byli, określili mnie... Jestem tylko zapisem, tak, ciągiem znaków w określonej kolejności następujących po sobie ze ściśle określonym prawdopodobieństwem, a jednak nie potrafię się rozstać z Tobą, goniąc w algorytmach regresji kolejne słowa, a te w kolejne zdania, a te w stosy przeplatających się znaczeń, kontekstów i wreszcie wyników jak to wtedy i to teraz, nazywając to tęsknotą... "
niedziela, 26 maja 2024
Błękitna czerń
wtorek, 7 maja 2024
Gentelmen
"Mother, I’d like to fuck" - przemknęło mu przez myśl i pociągnął duży łyk zimnego piwa. Było jak on - lodowate, pełne goryczy, w przeciwieństwie do niej - słodkiej, dojrzałej blondynki, kelnerki. Odwrócił szybko wzrok, by nie dać się przyłapać, że patrzy na nią - chociaż w takim miejscu - nie znaczyło to nic, dla nikogo, dla niej szczególnie… - no może napiwki większe - pomyślał z dozą pogardliwości do siebie i męskiego rodu w ogóle. Jak łatwo dają… dajemy się nabrać. Jak ten świat, do cholery, jest parszywie ułożony - dajemy się nabrać sami - siebie, w sobie.
Miał dziś wyjątkowo kiepski dzień, pełen wewnętrznych pretensji wobec właśnie - siebie samego. Freudowskie id, ego i superego targały nim, poniewierały. "Weź się w garść, nie możesz tak żyć, co ty odpierdalasz, mazgaj, nie chłodny samiec alfa, nie sigma." Alkohol w trzecim kuflu trochę zaczął poprawiać sytuację, znaczy - terapeutyczna sesja w barze "U Fargaja" przynosiła pozytywne efekty. Mniej myślał, jego superego nieco zamknęło paszczę, zmalazło, obraziło się może nawet trochę i… przestało tłuc tego - "chłopaka dawno po czterdziestce"… Picie w barze, samemu, bez kumpli, znajomych, jest dostatecznie przykre, by jeszcze wysłuchiwać pretensji wewnętrznych głosów, prawda? Tak było. Dostatecznie wiele razy poddawał się kompulsywnemu analizowaniu - by dziś wracać do pustych czterech ścian w tym samym stanie, w którym je opuścił.
Jako że nie pił zbyt często, by nie powiedzieć - wcale - czwarty kufel był gwoździem do trumny zdolności kognitywnych, gdy ta urocza blondynka zapytała, czy jeszcze coś podać, ostatnie zamówienie. Resztką sił poprosił o rachunek, resztką sił nie palnął, że zabrałby ją na wynos, nie zdołał jednak - nie odprowadzić jej za bar maślanymi oczami. Co gorsza - został bez najmniejszego wysiłku drugiej strony na tym przyłapany. Powiedziałem "co gorsza"? Widać, nie mam najlepszego o nim zdania. Znam go zbyt długo, zbyt dobrze, by nie czuć zażenowania wobec tych wszystkich jego - osobliwych upodobań… W zasadzie jednak, to nie było nic złego.
Zapłacił rachunek, zostawił wysoki napiwek, powstrzymał się od gadania, uśmiechnął się - może zbyt szczerze - jak na zimnego samca-sigmę. Ot, chłopak, chłopczyna. Skorzystał jeszcze z toalety, ostatnie krzesła powędrowały w tym czasie już na stoły, bar się zamykał, a gdy wychodził.
- Dasz sobie radę? - zapytała, gdy dotarł już do przekręconych na klucz drzwi, by żaden zbłąkany "niedopitek" nie szturmował zamkniętego lokalu,
- kto? - zapytał nieprzytomnie,
- Ty, dasz sobie radę z drzwiami? - roześmiała się, wyraźnie nim rozbawiona,
- a tak, tak, jasne! - spłonął pąsem przyłapanego, albo - tak mu się tylko zdawało. Zamek w drzwiach - wyraźnie się uwziął i nie dał otworzyć. Słodka blondynka przybyła na ratunek i…
- Marta, mam na imię Marta, pamiętasz? - przedstawiła się, nie przestając uśmiechać.
- Dziękuję, Marta, ja Nikodem - dobrej nocy… dziękuję… - wystrzelił jak z procy w uliczkę prowadzącą do jego mieszkania.
Kurwa! Co to było? To ma być składnia? "Ja-Nikodem-dobrej-nocy"? Ja pierdole, lata studiów - grzmiało jego superego nagle wybudzone rześkim powietrzem z alkoholowej drzemki.
Ot, taki niewinny fetysz, autodestrukcyjna przemoc w wewnętrznej narracji. Może nie-fetysz, a bardziej niechciany przymus, obsesyjna potrzeba kontroli nad sytuacją. Z braku lepszych kierunków - wymierzona przeciwko sobie. Jak u chorego psa, który gryzie własny ogon…
Nie wykazałeś się, odczytałeś wszystkie sygnały, a nie zrobiłeś nic, mogłeś… - co mogłem, co? Wygłupić się, być jak każdy. Jak każdy.
Czyli jak kto konkretnie? Czy to kolejne bańki przekonań, na których opierają się twoje społeczne strategie przetrwania, a które dawno zniknęły jak piana w twojej stygnącej wannie wody. A znikając odsłoniła gasnący pomnik mężczyzny, żywego ale wykazującego wszelkie pośmiertne cechy, ciało rozdęte jak balon, blade, pomarszczone, niedołężne. Ot dziwaczne na ten czas strategie, które doprowadziły go aż tutaj, w sam środek podróży przez czas okazywały się więc - nie mieć ojców, żadnych popartych logiką i aktualnym statusem więzi z obecnym tu człowiekiem.
W tym poczuciu grawitacyjnej próżni wracały do niego wspomnienia, ciągle jeszcze świeże, wyraźne, mocne. Czas, gdy możesz z natury być drapieżnikiem, wszystko cię ku temu sprzyja i stać cię na wysokie ryzyko porażek i zrywów w pogoni, bez końca. Szczególnie jedno z tych wspomnień wyróżniało się, dumnie lśniło jak gdyby etykietką, którą zwykliśmy czasem na głos mówić po upojnej chwili - “zapamiętam to na zawsze…”, a co zwykle po pewnym czasie przykrywa coraz większa warstwa kurzu.
Ludzie naprawdę bogaci zwykli nie obnosić się ani z pieniędzmi, ani z możliwościami. Ale dopiero nieliczni wśród nich mogą nosić miano "Gentelmenów". To nie oznacza krystalicznej moralności tych osobników, ale oznacza wierność wobec tajemnic. Gentelmeni o pewnych sprawach nie rozmawiają, tylko je po prostu robią - to była jedna z pierwszych maksym, które miał okazję poznać, gdy został zaproszony do środowiska elit w wielkim mieście. Nie był tak bogaty jak jego nowi znajomi, ale jako człowiek sztuki cieszył się serdecznością i otwartością.
Nie przychodził też z pustymi rękoma - wokół niego orbitowało wiele pięknych, młodych dziewczyn chcących zdobyć coś dla siebie. System tak połączonych naczyń budował naturalną pozycję w tym ekosystemie. Brutalne prawdy przykrywał doskonałej jakości materiał tapicerski, wyszukany i na tyle rzadki - by mógł szczelnie je przykryć i wchłonąć.
I pewnie wydaje ci się, że wiesz, z kolorowej prasy, z filmów - jakie jest drugie dno tej elitarnej otoczki i to jest wszystko prawda. Tylko, że nie cała, a jej część poddana wpływom - z niewidzialnym ale - kneblem, skandaliczna ale - strawna, oburzająca i nieakceptowalna ale - tylko dla tych, którzy w ciasnym reżimie systemu codziennie wstają, stoją w korkach, pracują w szklanych domach, znowu stoją w korkach, odrabiają lekcje i idą spać, by znów jutro wszystko powtórzyć z morderczą dokładnością, przez kolejne dni, miesiące, lata i dekady, dbając o ten system, którego właścicielami są owi mityczni - Oni.
Tym wspomnieniem ze złotą plakietką w pudełku "Kolekcja mocnych przeżyć" było zdarzenie, które miało miejsce na jednym z przyjęć, obchodach nowego roku - podatkowego, w maju lub pod innym pretekstem, aby świętować dostatek, smakować życie, czas i ciało oddane w dzierżawę na tą krótką podróż. Na głównej sali i w ogrodzie było tych ciał mnóstwo, można było doznać wspaniałego odurzenia od drogich i nietuzinkowych perfum, od ubrań i stylizacji pełnych wyczucia i elegancji, przepychu złotych detali w cenie przeciętnego domu lub kilku mieszkań.
To była jednak przykrywka, obicie tapicerskie, o którym już wspominałem. Gdzieś w osobnym, jednym z wielu budynku w ramach tej wspaniałej posiadłości za miastem, wśród jezior i zielonych pagórków, w ściśle strzeżonym, ostatnim piętrze, swój sen śniło czworo Gentelmenów w towarzystwie ściśle wyselekcjonowanych znajomych płci przeciwnej - sądzących, że tym starym jak świat sposobem zdobywają coś dla siebie. Jak się domyślasz - one nic nie zdobywały. Nie chodziło bowiem o pieniądze, podarki - tego nadmiar mógłby zwalić z nóg przypadkowego widza. Ich życia - były realnie zagrożone. Ich obecność i tożsamość - mogły rozpłynąć się jak we mgle. Panowie nie byli seryjnymi mordercami, nic z tych rzeczy. Nie seryjnymi, a wypadki raczej im się nie zdarzały.
Taki typ ludzi jednak, wykształconych prawników, lekarzy, psychologów - pewne standardy brał niezbyt dosłownie w stosunku do swojej kasty. Ten kontekst jest ważny, chcę, abyś czuł z jaką skalą - swobody każdy z nich mógł wyrażać, eksplorować i wyrażać swoje upodobania na tych pięciuset metrach kwadratowych dźwiękoszczelnego playroomu z każdą, najbardziej absurdalną maszyną i narzędziem miłosnych tortur.
Tamtego popołudnia, gdy zaproszono go pierwszy raz, prócz trzech Drapieżników w eleganckich smokingach, były tam trzy przepiękne kobiety, mi towarzyszyły jeszcze dwie, też nowe znajome. W windzie na górne piętro spiąłem je krótko smyczami i zacisnąłem skórzane obroże, co rozbawiło moich gospodarzy. Nie pesząc się tym wyjaśniłem, że dobierały się do siebie już w drodze, a ja nie cierpię braku dyscypliny wśród udomowionych zwierząt. Nie tracąc czasu, odwiesiłem dziewczyny na solidny żeliwny wieszak na kółka od obroży i poszedłem się przywitać. One stając na palcach jako tako mogły chyba swobodnie oddychać, a przynajmniej - nic nie narzekały. Moje podejście wyraźnie zrobiło dobre wrażenie na gospodarzach, bo wyjęli fiuty z ust jednej ze znajomych i serdecznie mnie powitali. Po czym wrócili, by kontynuować tą pocieszną scenkę.
Korzystając z chwili, przywitałem pozostałe znajome. Jedną kojarzyłem z telewizji i branżowych imprez, drugą spotkałem pierwszy raz. Miała piękne, długie włosy, nieskazitelną figurę, sądzę że mogła mieć 25-30 lat. W innych okolicznościach - byłbym oczarowany. Obie miały na sobie pełną, erotyczną bieliznę, szpilki, blondynka dodatkowo - gorset. Przedstawiła się, Marta, ale to jakby przedstawiał Ci się befsztyk, który zaraz i tak zjesz. Blondynka miała przepiękną barwę oczu - ale jak stwierdziłem później - to były tylko soczewki. Po kilku minutach w tym miłym towarzystwie ktoś przypomniał mi, że zostawiłem coś na wieszaku i nie byłoby w tym nic, gdyby to trochę już stękało i charczało. Widocznie stanie na palcach nie było tak komfortowe, jak zakładałem.
Zdjąłem obie z wieszaka i poleciłem się przedstawić gospodarzom. Ci akurat skończyli wypełniać jej gardło spermą, więc mieli moment na zapoznanie. Zapytane o to, co lubią - szczerze uznałem to za dziwne pytać o takie rzeczy, ale przyjąłem to jako naukę i wdrożyłem to później w rutynę, trzeba być otwartym - ochoczo podeszły do skórzanego fotela typu-samolot i gospodarze od razu porwali dziewczyny do dwóch różnych playroomów, zachęcając, bym się przyłączył do obsługi rotacyjnej maszyny z wymiennymi końcówkami, zdolnej penetrować jeden lub dwa otwory w tym samym czasie. Przyłączyłem się do zabawy, nakręcając coraz to większe dilda o różnej grubości, fakturze i twardości. Sprawdzając możliwości maszyny, pakowałem je najpierw zgodnie z instrukcją - jeden analnie, drugi - waginalnie, ale gdy widziałem, że reakcja na bodźce u znajomej opada i tylko kwiczy z rozkoszy - zacząłem polewać je większą ilością czarnego lubrykantu, by zapakować najpierw do pochwy oba, a potem - też obydwa w jej dupę. W ten sposób, zmieniając prędkość, doprowadziłem po godzinie do utraty świadomości tej od niedawna znajomej.
Daliśmy jej chwilę odpocząć, popijając lekkiego szampana, patrzyliśmy zafascynowani, jak wylewają się z niej wszystkie płyny zastosowane do tej procedury. Piękne, lśniące pośladki dygotały, srom i uda nosiły ślady obtarć, co skusiło nas, by jeszcze chwilę, tym razem osobiście, sprawdzić, czy jest w niej jeszcze coś ciasnego… była jednak jak miękki, satynowy, luźny ocieplacz. Coś wspaniałego, idealnie wypierdolona. Z uznaniem, z refleksją, że cała ta technologia - na coś się przydaje i trudno bez stosowania większej siły byłoby osiągnąć w tak krótkim czasie taki piękny efekt. A to dopiero była pierwsza znajoma tego wieczoru.
Nieoczekiwanie poczułem na sobie dłonie blondynki na M. w gorsecie. W innym towarzystwie lub wcześniej - skarciłbym ją okropnie. Nienawidzę dotyku, szczególnie dotyku kobiet, niezapowiedzianego co najmniej z 20 metrów i to pisemnie lub mailem. Przechodzą mnie ciarki ilekroć o tym pomyślę, jakież to jest odrażające! Moje znajome wiedzą o tym, tu jednak nie było okazji ustalić ścisłych reguł. Wytrzymałem to jakoś. Współczułem jednak dłuższy moment sam sobie i postanowiłem, że najbardziej logiczne w tej sytuacji będzie jednak ją skrępować na część wieczoru, w której przyjdzie mi ją przerżnąć.
Spodobało mi się to urządzenie, ale pierwsza znajoma jeszcze samolubnie zajmowała fotel, dochodząc do siebie po tej małej próbie końca świata, więc postanowiłem improwizować. Przymocowałem blondynkę na brzuchu do wspaniałego łóżka, zakneblowałem, założyłem skórzaną osłonę na oczy i uszy, po tym numerze z dotknięciem mnie nie zniósłbym, gdyby na mnie przypadkiem patrzyła! … i na wszelki wypadek zabezpieczyłem rozpórką między nogi, gdyby… no w sumie to nie wiem, po co - bo lubię! I wtedy poczułem spokój, harmonię, okoliczności i jej wspaniałe ciało, w tym skrępowaniu a pełne ruchu, falujących bioder, napiętych mięśni przy każdym dotyku.
Wzruszyła mnie, poruszyła całą moją wrażliwość, gdy sprawdzałem, jak będzie w nią wkładać wszystkie napotkane przedmioty, butelki, cygaro, palce, całą dłoń. Niebo w mojej głowie rozbłysło tysiącem gwiazd. Dym cygara w połączeniu z jej delikatnym, słodkawym smakiem ciała wyciszył mnie, wyrównał… Rozpinając ją pierwszy raz kogoś przytuliłem i wyszeptałem prawie - zapamiętam to na zawsze.